Wszyscy, wprost lub naokoło (np. przez adaptacjE Disneya), znamy baśniową Alicję...
Jej twórca, Charles Lutwidge Dodgson, bardziej
znany pod swoim literackim pseudonimem Lewis Carroll*, to nie tylko jeden z
najbardziej znanych autorów książek dla dzieci, ale także genialny matematyk,
uzdolniony fotograf-amator, a nawet duchowny kościoła anglikańskiego.
Moja Alice. |
Barwna
postać autora nie będzie jednak bezpośrednio „bohaterem” mojego wpisu, nie
zamierzam także, zwłaszcza na fali ostatnich skandali, opowiadać się po jednej
ze stron w dyskusji dotyczącej jego niejasnych relacji z młodymi dziewczętami
(psychoanalitycy zrobili to już za mnie). Z tego powodu moje zdanie o nim jest
słodko-gorzkie, a sam Dodgson/Carroll to dla mnie taki wielki-mały człowiek.
Chciałabym
zatrzymać się na pewnym szczególe jego biografii... Otóż Carroll właściwie nie
podróżował, nigdy nie opuścił rodzinnej Anglii, poza jednym wyjątkiem, a była
nim podróż (1867) do carskiej wówczas Rosji. W podróży tej odwiedził także
miasta (wówczas będącej pod zaborami) Polski: Wrocław, Warszawę i Gdańsk. W
Rosji zaś przebywał m.in. w ówczesnej stolicy - Petersburgu. Miasto niezwykle
mu się spodobało, chwalił szerokie ulice, jakich nie widział w żadnym znanym mu
europejskim mieście, a także to co dziś nazywamy zabytkami, w tym kościoły,
które chętnie odwiedzał. Nazwał miasto, zbudowane na krwi, cierpieniu i
(osuszonych) bagnach "pod linijkę" Piotra I, „miastem
olbrzymów/gigantów”. (więcej o autorze i tymże mieście w tym artykule w jęz. angielskim). Podróż do Rosji stała się ważna dla Carrolla nie tylko
poznawczo, to tam miał powstać zarys drugiej części jego Alicji... - Po drugiej stronie lustra (1871).
My, jako fani lalek, pamiętamy zaś może inną bajkę, już współczesną, której prolog przenosi nas do (jeszcze) carskiego Petersburga. Jest nią chyba pierwsza "tego typu" animacja nie będąca dziełem Disneya - myślę tutaj o "Anastazji" (tutaj link do mojej ulubionej piosenki z tej animacji, posłuchajcie). Ma ktoś Annę/Anastazję? Chętnie obejrzę :-)
Moxie Girlz: Avery, Masquerade Ball (edycja z 2010 roku). |
Tak, prezentowany tu profil jako jedyny posiada kolczyk! |
Przedstawiam
Wam dziś Alicję od MGA - to Avery Moxie Girlz z serii. Do serii należały także: Merin jako Królewna Śnieżka oraz Bryten jako Roszpunka. Serię trudno wyszukać po nazwie - rok wcześniej taką samą nadano serii z Sophiną, Lexą i Avery w karnawałowych maskach i przebraniach. Tym razem ubrano w stroje bajkowych postaci i tak się złożyło, że z obu mam... obie Avery. "Tutejsza" ubrana jest zgodnie z naszymi carrollowsko-disneyowskimi
wyobrażeniami o tej bohaterce: błękit, biel, odrobina czerni. Na
zdjęciach poniżej towarzyszy jej, w podobne kolory ubrana, laleczka
pamiątkowo-regionalna promująca petersburską operę.
Przyjaźń amerykańsko-rosyjska (a może chińsko-chińska)? |
Plasticzanka i porcelanka, obie łączy Petersburg i... błękit <3 |
Tak, byłam w
Warszawie, we Wrocławiu, w Gdańsku. Byłam też w Petersburgu. Służbowo i krótko,
więc nie widziałam wiele. Zimno (choć późna wiosna) i remontowo (bo przed
Igrzyskami), więc ciepłych wspomnień też jak na lekarstwo. W naprawdę dobrym i
w tym wielko-małym towarzystwie, więc słodko-gorzko. W mieście takim, które bardziej niż z happy endem (pięknej, choć nieprawdziwej) opowieści o "Anastazji", kojarzy mi się z piosenką Nohavicy, całkiem zgrabnie po polsku wykonywaną przez Artura Andrusa, która posłużyła mi za tytuł tego posta.
Petersburg na zawsze będzie dla
mnie składać sie z kontrastów, takich jak nowoczesny hotel z wielkimi reprodukcjami
Dalego w holu, z którego wychodziło się "na pył i piach" pełnej śmieci,
remontowanej ulicy, przy której stał... czy pełne wspaniałych zbiorów
muzeum (przyrodnicze!) z łuszczącą się i odpadająca z sufitu farbą. Jeśli już gigant, bo
olbrzymem Petersburg jest (przepych budowli, szerokość ulic i placów, ilość
samochodów (ale: korki!)), choć nie o glinianych (choć w pyle) nogach... to jednak
gdyby spojrzeć w głąb, przez i ponad... przestaje imponować. Może przez to jest
bardziej swój, bardziej ludzki? Podobnie zresztą jak Carroll.
Tylko, że...
Byłam
poważnym, "dorosłym" wręcz dzieckiem, nigdy naiwnym, zawsze
przewidującym... im jestem starsza, tym bardziej za tą dziecięca ufnością do
świata i ludzi tęsknię.
Chcę ją
widzieć i czuć w zaczarowanym świecie (mądrych) baśni, w egzotycznej podróży,
która zdarza się raz w życiu, w szlachetnym marzeniu by nasi mistrzowie, idole
pióra nie mieli (choćby tylko tych najbardziej nielubianych przez nas) skaz. Chcę nie wiedzieć (o...), ale wiem. I wciąż kocham.
Alicja, jedna z moich najbardziej ukochanych postaci bajkowych... |
...nie tylko dlatego, że ubiera się w mój ulubiony kolor! (Truskawki też b. lubię!) |
Jak to szło: jedzenie powiększa czy zmniejsza? Nie, to picie, a może nie tak? Cóż - klucz na pewno jest za duży! |
A Neo ostrzegał: "Nie idź! za białym królikiem...." |
Pamiętacie gadające kwiatki? Ten nie gada, trochę już mizerny, bo przyplątał się dawno - na Dzień Kobiet. |
Chcę widzieć, ale rysy na portrecie sprawiają, że nie poznaję już przedstawionej na niej twarzy. A przyjemność z lektury, gdy się zna wszystkie "Żiżki" zamiast większa, staje się mniejsza, bo... tak jak nad "moim" Petersburgiem, nad naukowym geniuszem, mistrzem słowa, pionierem artystycznej fotografii, jak miecz Damoklesa wisi do dziś pytanie: był czy nie eufemistycznie to ujmując "wielbicielem" ledwo-co-nastolatek.
Z zewnątrz -
wyjazd życia, piękno budowli, wielki pisarz. W środku - wielki zawód,
złuszczone tynki, ludzka krzywda. Takie jest życie, takie są miasta, tacy są
ludzie. Szkoda. Ale dobrze, że nie wszyscy... Dzięki takiemu
"ludziowi" mam dziś, choć dopiero z lotniska, a nie z miasta, moją Operę.
*Wpis dedykuję
Barbarze, która, gdy tylko usłyszała, że Lewis jest moim ulubionym pisarzem, zaczęła
mnie dokształcać w kwestii jego „bezecności”. Szybko okazało się, że faktycznie
Lewis, ale nie z „imienia”, a z nazwiska (C.S. Lewis). Pozdrawiam Cię, Basiu!
-------------------------------------------------------------
Też kocham Alicję .... Tej miłości nie zmącił mi zgrzyt w życiorysie autora , bo książka raz powołana do życia , stała się dla mnie bytem niezależnym :)
OdpowiedzUsuńWiesz, to takie nomen omen "zboczenie" zawodowe u mnie patrzeć też na życiorys, ale w tym przypadku nie przeszkadzał mi on w lekturze. Dlatego bardzo ciesze się, że mam swoją własną Alicję!
Usuń:):)
UsuńKsiążkę pokochałam, zanim poznałam życiorys autora, a i potem niczego to nie zmieniło. Podchodzę do takich rewelacji z dużym dystansem. Osobom, które żyją nieco inaczej, niż pozostali, do tego bardzo utalentowanym, często przypisywano jakieś demoniczne cechy. Zbieram tylko lalki - dzieci. Gdybym była facetem - pewnie nie obyłoby się bez podejrzeń o pedofilskie skłonności ;-)
OdpowiedzUsuńWiesz, że jak pisałam tego posta, to właśnie o tym myślałam, że i mnie by o co oskarżyć mogli - moje lalki przeceiż, po twarzach i ciałkach sądząc, niewiele starsze od Twoich ;-)
UsuńCieszę się do ekranu i lalki, bo też ją mam:) i jest śliczna:)
OdpowiedzUsuńAlicję adaptację filmową i bajkową bardzo lubię:)
Muszę jednak przyznać, że przy mojej miłości do literatury za książką nie przepadam.
O, jak mi miło to słyszeć! Cieszymy się do Was! Moja Alice ma pewne braki "w lewej stronie" (fabryczna myłka w malunku oka i raczej niefabryczny, a poprzedniowłaścicielowy brak kolczyka), ale tak, jest śliczna!!!
Usuńtwór nie zawsze równa się twórca -
OdpowiedzUsuńchoć czasem twór to potwór, ale
co tam...
Alice zawsze intryguje - niezależnie
od wersji - zwłaszcza lalkowej :)))
Hehe - masz rację, zawsze lepiej w tę stronę... żeby twór nie był po-tworem ;-)
UsuńPozdrawiam!
Hmm, nic nie wiedziałam o "bezecności" autora. Może dlatego, że dziś każdemu wyszukuje/dorabia się podwójną, ostrą biografię, więc macham uszami na kolejne sygnały tego typu.
OdpowiedzUsuńKsiążka nigdy mnie nie zwaliła, tak samo bohaterka. Uwielbiam za to wersję Tima Burtona.
Co tam Rosja! Indie to dopiero kraj kontrastów!! ;-)
Też długo żyłam w nieświadomości, dlatego życie w pewnej świadomości mi nie przeszkadza.
UsuńJa lubię "wszystkie" Alicje, ale klimat Burtona jest (chyba) naj...!
Oj, dużo słyszałam i widziałam o Indiach, ale nigdy nie byłam... ale po Rosji mam jeszcze "tik": "Nigdy więcej Azji" ;-)
Ależ masz dużo tych Moksiaczków. Avery w roli Alicji wygląda cudnie. Lubię ten zestaw kolorów. Ja szczerze mówiąc nie przepadałam za książką, za dziwna dla mnie była. Potem przeczytałam o preferencjach autora i książka jeszcze mniej mi się podobała, bo drugie dno było dla mnie zbyt paskudne.
OdpowiedzUsuńNazwa zobowiązuje ;-) Mam ich jeszcze trochę, ale chyba Bratz więcej ;-)
UsuńCo do Carrola, książki lubię i chylę czoła przed jego lingwistycznym talentem, ale chyba się starzeję ;-) bo, tak jak bohaterka "Gwiazd naszych wina" chciałabym, może naiwnie, żeby Wielcy, byli nie tylko wybitnym Autorami, ale też Wzorami do naśladowania...
Ach, chyba tak się nie da- człowiek lubi błądzić, nie jest tworem doskonałym w odróżnieniu od jego dzieł- czasami dzieła wychodzą wielkie przez duże W.
UsuńAlicja książkowa aż tak mnie nie zachwyca jak produkcja Tima Burtona, ale on wydobył z książki wszystko co najlepsze i okrasił talentem własnym.
A Twoja Alicja jest bardzo ładna!
Dlatego mówię, że się starzeję ;-) Tak, Burton to klasa sama w sobie! Dziękuję za miłe słowa i komentarz!
UsuńZa Alicją nie przepadam (chyba, że w wersji wspomnianego już Burtona), Petersburg budzi we mnie uczucia mieszane, ale Moxie... jak zawsze śliczna. Gratuluję udanej sesji, podoba mi się - póki co - najbardziej.
OdpowiedzUsuń