poniedziałek, 23 lutego 2015

Ruda Niedziela, czyli i u mnie ruda panna w różowej sukience

Jeśli kiedykolwiek będę narzekać na jakiekolwiek niedogodności związane z blogowaniem, zamilknę czym prędzej, gdy tylko wzrok mój padnie na listę odwiedzanych blogów. Wynalazek ten genialny w prostocie i prosty w swej genialności sprawia, że z większymi niż wcześniej (nigdy nie byłam fanką newsletterów, rssów itp. itd.) wypiekami na twarzy śledzę Wasze blogi, sprawdzając codziennie najnowsze wpisy jak tylko się pojawią.
A dziś pojawiła się większość takich, w których królowała rudość i róż, więc i u mnie "tematycznie", tym bardziej, że w komentarzach do poprzednich wpisów obiecałam więcej różu i zwierzyłam się z hybryd oraz posiadania "tak jakby" rudej Moxie Girlz, więc...
O tym dlaczego (s)kupuję trupki, głowy i ciała - innym razem, dziś ona.
Lalkę złożyłam (był to, o ile pamiętam, mój pierwszy "składak"), bo nowe Kellan są u nas po pierwsze drogie, a po drugie zwykle w pakiecie z hm... *** tęczą zwierzakami (a do tego przegrałam kiedyś aukcję Kells i to zimowej! a wygrałam Moxie główki), no.
Nowa Kellan składa się z główki najprawdopodobniej od podstawowej wersji tej lalki, po makijażu i włosach sądząc (nie znalazłam w sieci dokładnej nazwy serii, nie widzę jej też na pudełku, którego zdjęcie znalazłam w sieci) i od razu miała handmade'owe kolczyki (przyznać się, kto mi ją sprzedał ;-)). Kupiłam ją m.in. wraz z główką Monet i pomyślałam, jak się nie ma co się lubi..., to się odbuduje
Szukanie dobrego koloru ciałka było swego rodzaju wyzwaniem, i pewnie mnie "przeklniecie", jak zobaczycie na co ją przełożyłam. Bo przełożyłam ją na bezgłowe i bezskrzydłe... ciałko Mariposa Barbie, której głowę, tak dla odmiany, polubiła i nowe życie jej dała Lunarh (ciałko faktycznie bardzo jasne, więc idealne dla Rudej).
Sukienka (za duża, ale dzięki "plecaczkowi" trzyma się bardzo dobrze) i buty - "china" z Aukcji - chciałam ją stylizować na wróżkę, ale wszystko "zgrało" mi się bardziej wieczorowo, jak widać...

Po Mariposie pozostało Kellan umiłowanie zieleni...




Prawie Oscary, prawie...


I jeszcze "paszportowe" ;-)

Manolo? Lubutę? Nie - China!


-------------------------------------------------------------
Dzisiejsza lalka: hybryda, Kellan/Barbie
Linia lalek: Moxie Girlz, Basic, 2010? i Magic Wings Mariposa Barbie, 2008
Producent: MGA Entertainment, Mattel
Opis: Wysoka na 30 cm (wyższa niż "zwykłe" Moxie), jasna "karnacja", oczy niebieskie, piegi!, delikatny makijaż w odcieniach różu, włosy rude, rozpuszczone, proste, z grzywką, półdługie (do pasa). Ruchomość: "standardowa" belly button (niestety nieskrętna talia).
Hybryda, głowa (najpewniej) Moxie Girlz Basic Fashion Doll (sygnowana 2009, Kellan pierwszy raz pojawiła się na jesieni 2010) oraz ciałko Magic Wings Mariposa Barbie (sygnowane 2007, sama lalka z 2008 roku). Ubrania: wmoldowane majteczki, sukienka (różowa w srebrne kropki, ze srebrną szarfą i rozcięciem) i buty (czarno-różowe na koturnie) - "made in China". Biżuteria: wmoldowany "naszyjnik", ręcznie robione (nie, nie przeze mnie) kolczyki.
 Właściciel: drugi (?), ale tak jakby pierwszy ;-)

wtorek, 17 lutego 2015

Do trzech razy Moxie, czyli kompletna pierwsza seria Moxie Girlz

Nadszedł czas na prezentację ostatniej Moxie z pierwszej serii. Jest nią Lexa, najmniej konsekwentnie ubrana z całej trójki. Gdy się na nią patrzy, ma się wrażenie, jakby jej projektanci chcieli w jej osóbce "zmiksować" style pozostałych koleżanek z serii. Ma więc Lexa sukienkę (przewiązaną błyszczącą wstążeczką, przypominającą tunikę Sophiny) i różowe trampki (jak Sophina), a dołączona deskorolka (nawiązanie do sportowego stylu Avery) sprawia wrażenie bycia zupełnie z "innej parafii". Dodatkowo do lalki były dołączone czerwone kolczyki (moja lalka ich nie posiada).
Podsumowując kolory: metaliczny błękit, róż, biel, czerwień... Lexa sprawia wrażenie nie tyle niedopracowanej, co "przedobrzonej". Mimo tego, „osobno” jest prześliczna, a jej sukienka należy do jednych z moich ulubionych u Moxie. Gdyby seria nie miała już 6 lat, mogłabym jej bronić, że to "manhattański look"... Jak wyczytałam w jednym z modowych magazynów, najmodniejsze wśród tamtejszych bizneswoman są sportowe buty i eleganckie sukienki/garsonki. Być może i Lexa trzyma jakieś szpilki w biurku - jedno wiem na pewno - nie w moim ;-)
 
Dziś ostatni dzień Karnawału... Myślę, że Lexa z powodzeniem mogłaby pójść w swojejsukience na karnawałowy bal. A że jutro początek Postu - poniżej kilka "postnych" zdjęć "trójeczki", na prześcieradle ;-)
 
Moxie Girlz Lexa, Basics#1, 2009



         Tak, Lexa to prawdziwa sportsmenka.
  Nawet elegancka sukienka nie przeszkadza jej
 w założeniu trampek (?) i wskoczeniu na deskę.
 
  BTW: Kto wybierał te wzory i kolory?
Ale i tak jest śliczna!

Kochani, na koniec dziękuję Wam bardzo: tym, których znam "sieciowo" za odwiedziny, komentarze i ciepłe przyjęcie, a tym których "na żywo" - za wielkie wsparcie i motywację. Wszystkich Was pozdrawiam serdecznie i "feriowo"!


-------------------------------------------------------------
Dzisiejsza lalka: Lexa
Linia lalek: Moxie Girlz, Basics#1, 2009
Producent: MGA Entertainment
Opis: Wysoka na 10.6 cala (ok. 26,92 cm), jasna "karnacja", oczy  zielone, delikatny makijaż, włosy czarne, rozpuszczone, lekko kręcone na końcach, długie (do kolan). Ruchomość: "standardowa" Moxie, buty-trampki różowe (nie ma stóp). Ubrania: wmoldowane majteczki, różowa sukienka z falbankami, na białej podszewce, z niebieską wstążką, getry do kolan, w różowo-białe paski. Dodatki: ciemnoróżowa różowa deskorolka z naklejonym ciemnoróżowo-białym wzorem (m.in. serce), lalka stoi na niej dzięki "bolcom" dopasowanym do "dziur" w podeszwach butów.
                                            Właściciel: drugi (?)

piątek, 13 lutego 2015

Mam chłopaka! A nawet kilku, czyli walentynkowe "to skomplikowane" Bratz Boyz

Zaczęło się niewinnie... Miałam już małe "stadko" Moxie, ale chłopaka do nich - nie. Wtedy zobaczyłam ogłoszenie, a w nim zdjęcie... jego. Nie był to chłopak Moxie, o którego u nas trudno (do dziś nie mam żadnego, a do tego zdołałam przegapić jednego na aukcji, buuu...), ale "zakochałam się" i tak zaczął się mój skomplikowany związek z Bratz Boyz. Do pierwszego Wayna (do dziś uważam go za najprzystojniejszego w mojej 10-osobowej gromadzie) dołączyli kolejni panowie.
Zapytacie: dlaczego więc związek to skomplikowany? Kolekcjonując Moxie, nie zdarza mi się* (zwykle) widywać na aukcjach/w ogłoszeniach, a przez to kupować lalek ubraniowo-hybrydowych: ubranych nie w "firmowe" ciuszki. Przy Moxie naprawdę się to (poza poniżej przedstawionymi przypadkami) nie zdarza. Przy Bratz (chłopcach, ale i dziewczynach, a także dzieciach, zwłaszcza Snap-On), jeśli kupuje się je używane, zamienione buty, ubranka i inne są na porządku dziennym.
Nie przeszkadza mi to jednak, bo Boyz podobają mi się naprawdę, a Bratz, kiedyś nielubianych - mam dziś (chyba) więcej niż Moxie. Lubię ten moment, gdy w paczce przychodzą beznogie, bezubraniowe lalki, a ja wyciągam swoje pudełeczka z butami, ubrankami, patrzę na lalkę/lalka i już wiem, jak powinna/powinien wyglądać. Moxie są, mogłabym powiedzieć (bardziej) do kolekcjonowania (choć zwłaszcza pierwszą też się "bawiłam"), a Bratz i inne do zabawy.
Nie będzie dziś więc opisu wszystkich Boyz w cyklu "dzisiejsza lalka", bo choć znam imiona panów i wiem, że nie są (w większości) ubrani w swoje stroje to nie jestem na 100% pewna z jakiej są serii (wyjątek mój ulubieniec - Wayne!, ale i o nim innym razem). Będzie za to coś na kształt (walentynkowego) fotostory, na które zapraszam.

Narrator: W Pudełkowie**, w kawiarence internetowej
"NetBox"  takie słyszy się rozmowy...
Koby: Hejka, Dylan! Co ty z tymi serduszkami?
Dylan: Jak to co?! Jutro Walentynki!
Koby: O nie, znów zapomniałem!

Dylan: Słuchaj Koby, może pomogę Ci coś znaleźć?
Koby: Dzięki stary! A może zawołam resztę chłopaków,
daję głowę, że też niczego na jutro nie mają...
Dylan: O.K., pomieścimy się :-)

Narrator: Wkrótce wszyscy chłopcy zaczęli się tłoczyć wokół laptopa Dylana.
Od lewej: Wayne, Cameron, Eitan, Koby, Dylan.

A oto co chłopcy wyszukali w "internetach":
piękną biżuterię...

...kolorowe kosmetyki...

...belgijskie czekoladki...

...a nawet truskawkowe Piccolo.

Narrator: Każdy z chłopców znalazł coś, co uznał za wyjątkowy prezent. 
W oczekiwaniu na kuriera, chłopcy przygotowywali się do wyjścia.
Jeszcze tylko ostatnie przygotowania...
Wayne: Kiedy byłem, kiedy byłem małym Bratzem, hej!
No, perfekcyjna fryzura gotowa!

Narrator: Po przybyciu kuriera chłopcy rzucili się na dostarczone paczki,
po czym zapakowali prezenty w ozdobny  papier...
Wayne biżuterię...

Dylan kosmetyki...

Koby czekoladki...
 
 Zaś Cameron zdecydował się
na  Piccolo i piknik na plaży.
Narrator: Tylko w pokoju Eitana...
Eitan: O, nie, już tak późno, a ja jeszcze nie gotowy!
A do tego nie mam prezentu :-( 
Narrator: Na szczęście Eitan wpadł na genialny pomysł...
...zagrania dla ukochanej na gitarze pięknych serenad.
Narrator: Chłopcy zebrali się przed NetBoxem, a tam...
Bratz Boyz: Młody, co ty wyprawiasz?!
Młody: Jak to co, biorę motocykl, bo zamierzam
zabrać moją Walentynkę na romantyczną przejażdżkę.
Bratz Boyz: Ale...ty...jesteś...za młody...
[Ryk silnika]
I tyleśmy go widzieli..., ech...
 
Jeśli jesteście ciekawi/ciekawe gdzie i do kogo udali się Bratz Boyz z walentynkowymi prezentami, polecam Wam prześladującą mnie w ostatnim tygodniu reklamę. Tym samym oświadczam, że nie swatam swoich lalek (przynajmniej na razie;-)) i że w całym swoim życiu miałam tylko jedną parę "małżeńską" Kena i Barbie i na razie to tyle.
Boyz mają i dla Was prezent, a ja...


Kochani! Z okazji Walentynek, życzę Wam
żebyście zawsze, każdego dnia, nie tylko jutro, byli otoczeni kochającymi Was ludźmi
i (co czasem trudniejsze) zawsze kochani się czuli.



Do moich życzeń dołącza się profesor Gangrena - zwykle surowy i nieustępliwy - dziś, w piątek 13. postanowił zmienić swoje życie, a z okazji Walentynek życzyć studentom udanej sesji [obiecał mi też, że odtąd już nikogo nie "obleje"].
Profesor Gangrena i jego dla Was
(zamiast wszelakich broni i innych narzędzi zagłady) "lilije".

PS Dzisiejszy wpis "sponsorowała" Zbieraczka Dziwaczka, której zdjęcia ze spotkania lalkowego zainspirowały mnie do domowego pokotu (oraz pokazania mojego Gangreny, zauważyłam bowiem na jednym ze zdjęć jego bliźniaka) oraz magja - "sprawczyni" i "matka chrzestna" wielu moich lalek, która widząc moją przerażoną minę podczas rozpakowywania kolejnych pudeł, nie zważając na moje okrzyki: "Nie, już dość, już nie będę kupować/przyjmować/rozpakowywać" oraz  "Chyba muszę coś sprzedać, dużo czegoś!" i "O nie, proszę, nie liczmy ich!" po rozpakowaniu kilku dopiero pudeł, przymusiła mnie do rozpakowania wszystkich, a następnie zliczała lalki, dzięki czemu zdołałam potem tematycznie je poukładać. Dziękuję! (Ale przez jakiś czas lepiej nie pytajcie mnie ile mam lalek ;-)).
PS2 Skoro Bratz, to link "dostany" dosłownie przed chwilą... co myślicie o tym?

 ---------------------------------------------
*No, może poza sytuacjami, gdy zdarza mi się kupić same główki lub przy okazji innych zakupów jakąś biedną, gołą albo nie całkiem "firmowo" odzianą lalkę lub też takową dostać - przypadki bardzo rzadkie.
**Tak, moje lalki mieszkają wyłącznie w pudełkach i czekają na bardziej sprzyjające warunki lokalowe - Pudełkowo, a także na cześć "Boxen". Jest to tytuł dziecięcych opowieści mojego ulubionego pisarza C.S. Lewisa (polski tytuł "Pakameria" nie podoba mi się). Wspominam o Jacku Lewisie dzisiaj także dlatego, że w swoich listach z lat 60. ubiegłego wieku niezmiernie żałował, że piękne tradycje walentynkowe zanikają bezpowrotnie. Myślę, że gdyby dziś żył, bardzo by się zdziwił...

poniedziałek, 9 lutego 2015

Mam konia, czyli jak miał (pierwotnie) nazywać się ten blog

Jak już pisałam, byłam (i po części nadal jestem) z tych lalkowiczów, co mało się uzewnętrzniają. Kiedy więc padł po raz n-ty pomysł „piszę bloga” (prawie) upadł pod naporem argumentów typu: a) a.. trzeba umieć pisać, b) bo… dobrze by było dodawać zdjęcia… c) co za nazwę dać?
I o ile z a) i b) jakoś człowiek in mente dał sobie radę („zawsze choć jedno zdanie się wymyśli, pisać o czym jest, a aparat jest w telefonie”) to na c) był (naj)bardziej o(d)porny.
 
Z pomocą i wzbudzając chęć szczerą przyszła… przesyłka, a wcześniej wygrana AukcjA konia – i to nie byle jakiego konia, o nie, ale najprawdziwszego MoxieKonia. Pierwszy raz przeczytałam o nim u TheToyBoxPhilosopher (spójrzcie na te zdjęcia i film! mój tak nie umie) i „zakochałam się”, tym bardziej, że wcześniej „zaposiadłam” drogą otrzymania prezentu pudełkowaną Sophinę z serii Horse Riding Club (który to fakt sprawił, że dowiedziałam się u TTBPh o koniu). Lalka była, a raczej jest śliczna, delikatna, ma wspaniałe mięciutkie włosy i urocze (bluzeczka, getry, spódniczka w kratę) ubranko ze wstęgą pierwszej nagrody (nigdy nie zdobyłam 1. miejsca, w żadnym konkursie najwyżej drugie, więc to Moxie wprost stworzona dla mnie) przypiętą do bluzki – brakowało jej zatem współzdobywcy tego trofeum!
Sophina, Moxie Girlz: Horse Riding Club, 2011
 
Szukałam i wypatrywałam, nawet próbowałam oczami duszy swojej dopasować Sophinie konia Barbie, ale zawsze coś było nie tak (zwłaszcza jaskrawa różowość niektórych „modeli”). Z wolna zapominałam więc o koniu… Aż pewnego dnia, szukając trupków Barbie (czasem zdarzy mi się ni(e)jaką Superstarkę umyć, skleić, uczesać i ubrać) trafiłam na „konia Barbie” w atrakcyjnej licytacji. Patrzę na to-to i myślę: znam te oczy [znam ich myśli bill pulman), ale czy na pewno… Wróciłam więc do czytanego miesiące wcześniej, wspomnianego już wpisu – i pewna na 99,9% (no dobra, na 100%!, plastikowo-przezroczysty uchwyt na grzbiecie mnie przekonał), zalicytowałam! Cóż to były za emocje! Aż miałam ochotę napisać wszystkim współlicytownikom (a nie można!): „proszę, nie licytujcie, to nie Barbie, to Moxie, wiem, bo mam do niego lalkę, błagam, to od/do zestawu, kupcie dzieciom co innego, sami nie wiecie, co licytujecie, on jest mój!” W końcowej fazie poprosiłam nawet przyjaciółkę, by licytowała za mnie – jej stwierdzenie po: „masz konia” wywołało prawdziwą euforię. A stwierdzenie „MF – masz konia!” weszło do naszego przyjaciółkolektu*.
Cricket, Moxie Girlz: Horse Riding Club, 2011

Naprawdę nie liczyłam, że się uda… Ale prawdziwe fajerwerki radości (wiem, porównanie godne disco polo) wybuchły kiedy paczka z koniem przybyła – ekspresem! Zdziwiłam się, że taka wielka, ale największe zdziwienie dopadło mnie gdy ją otworzyłam – koń zajmował całą! Zaczęłam piszczeć i krzyczeć na cały pokój „Mam konia!” zdziwiona niepomiernie, że wcześniej nie przyszło mi do głowy, że ten koń musi być/jest taki wielki!!! A jest wielki, olbrzymi, do tego to najprawdziwszy MoxieKoń, kupiony w Polsce, na aukcji i do tego niedrogo! Rozpierała mnie taka duma, że naprawdę myśląc o nazwie bloga, poważnie myślałam o „mamkonia.blogspot.com”.
Pamiątkowe zdjęcie po zdobyciu pierwszego miejsca w ujeżdżaniu

Dobry konik, no zjedz marcheweczkę...

Ach... te oczyska! (marchewkę sponsorowała [najprawdopodobniej] Simba)

Chyba przydałaby ci się zmiana fryzury mój Świerszczyku...

I jazda do domu...

Uff... ciężkie to siodło, choć gumowe...
Ale prawdziwy jeździec zawsze myśli najpierw o koniu, a potem o sobie
 

Nie, to nie połowa obrazu "American Gothic" Granta Wooda!
To tylko Sophina sprząta po swoim koniku

Dlaczego więc „MoxieFun”? Bo blog jest/będzie (głównie) o Moxie, ich zbieranie i pisanie o nich traktuję jako dobrą zabawę, a że przy okazji czyta się to jak „fan” – cóż, widać chyba, że jestem prawdziwym fanem Moxie (i że naprawdę myślałam nad nazwą jakiś czas).

Tak, Sophina jeździ bez "kasku", bo to rujnuje jej włosy.
Nigdy tego nie róbcie, chyba, że jesteście z plastiku, inaczej czeka Was to.
 
Pozdrawiam, zapraszam do oglądania i komentowania. Ostrzegam, mam więcej koni i „mini Sophinę” do tego.

--------------------------------------------------------------------------------------
* Wraz z odzewem: „Masz na 100%” jest od tamtej pory synonimem wszelkiej „zajefajności”,  coś jak  "Siedzę na koniu” ;-)
Przyjaciółkolekt – analogicznie do idiolektu (język osobniczy) oraz familiolektu (mowa rodzinna) to odmiana języka właściwa dla przyjaciółek (w tym wypadku dwóch konkretnych).

Dzisiejsza lalka: Sophina
Linia lalek: Moxie Girlz, Horse Riding Club, 2011
Producent: MGA Entertainment
Opis: Wysoka na 10.6 cala (ok. 26,92 cm), ciemna "karnacja", oczy brązowe, delikatny makijaż, włosy ciemnobrązowe, związane w dwa kucyki,  półdługie (do pasa). Ruchome: głowa, ręce, nogi (zginają się na 3 razy), buty-kozaki brązowe (nie ma stóp). Ubrania: wmoldowane majteczki, różowy T-shirt z przyszytą doń białą wstęgą (1st), jasnoróżowe getry przyszyte doń plisowana spódniczka jeansowo-tweedowa w kratę. Dodatki: jasnobrązowy toczek ze  wstążką, różowa szczotka, której "ząbki" układają się w kształt serca.
Właściciel: pierwszy
BONUS:
Dzisiejszy koń: Cricket
Linia lalek: Moxie Girlz, Horse Riding Club, 2011
Producent: MGA Entertainment
Opis: koń, jaki jest, każdy widzi ;-) około 32,5 cm zielonookiej piękności o maści izabelowatej (palomino). Jak na razie nie rży i nie chodzi, ale wierzę, że mógłby. Dodatki: uprząż, siodło z  uchwytem na lalkę [brak szczotki, lejców, trochę skrócona grzywa].
Właściciel: drugi (?)

 

niedziela, 8 lutego 2015

Galerlalka, czyli (nie)tylko po Moxie z wizytą w supermarkecie

Dziś mało tekstu i tylko kilka zdjęć, a to dlatego, że byłam w supermarkecie, a raczej w kilku.
Na szczęście nie był to Supermarket taki jak ten, więc udało się zrobić kilka zdjęć.
Zaczęło się w niedzielę... Zwykle w święta do sklepów nie chodzę, ale zdarzyło się to, myślę, że nieprzypadkowo, bo do tegoż InnegoMarketu akurat nie zaglądam... Wchodzę, kupuję po co przyszłam i okiem omiatam przed Świętami bogate stoisko z zabawkami, już uboższe o towar i o ceny - i efektem porównywania, decydowania, "obglądania" pudełka z zawartością oraz sprawdzenia jego ceny (od Świątecznej niższej o jakieś 65%) jest to, że całą drogę do domu wracałam na kolanach trzymając uroczą, dwuletnią Madeline Hatter z Ever After High (polecam zdjęcia u M.S). Madlen wygrała pobyt w moim domu (najwytrwalej rywalizowała z Apple White) imieniem mojej przyjaciółki i moim ukochanym niebieskim kolorem i niesamowitym strojem (takie lubię: dużo wzorów i materiałów) i... byciem naprawdę śliczną! Chcę więcej (zwłaszcza Apple, Briar i może i Dextera); na razie trzymam w pudle ;-)
Skończyło się w środę... Przy okazji wizyty w Galerii zajrzałam najpierw do TakiegoMegasklepu, skąd mam kilka Moxie i "Kena" Fashionistas, a gdzie przed Świętami było sporo Bratz - myślę: "może co obniżyli?" Na miejscu okazało się, że nie, choć została jedna smętna i w sumie droga Bratzka... Za to pierwszy raz na żywo, a nie w "internetach" widziałam "dwulatki" Księżniczko-Zombie (Once Upon a Zombie). Cena nie była horrendalna, ale lalka/i została/y na półce, proponowane "wzory" (ach! gdzież piękności typu Bella Manhamany) aż tak mi się nie podobały...
 
Steffi (za nią Bratz) oraz Zombie-księżniczki: Mała Syrenka i Kopciuszek
 
Po skutecznym polowaniu, tym razem "zdjęciowym", udałam się po chwili (uroki życia galerlalki) do Alemarketu, tego samego, z którego pochodzi moja pierwsza Moxie! A tam, nad "rażącym" napisem: NOWOŚĆ - nowość faktycznie! Nowy mold Barbie, tak wspaniale opisany przez niezastąpioną Erynnis_Tages, że nie mogłam go nie poznać! Lalki zostały na półkach, bo choć same NAPRAWDĘ piękne, ich pudełkowe "towarzystwo"... nie w moim stylu ;-)
Tak! To Ona: "Barbie i różowe włosy"

Nowość! Tylko 99,84
Barbie Mag. Tr lalka + piesek ;-)
 
Czekając na ceny (jeszcze) niższe niż magiczne 99,84 pozdrawiam i życzę Wam udanych łowów.
 

poniedziałek, 2 lutego 2015

Kacz dem ol! Czyli słow kilka o zbieraniu wszystkich lalek z serii

Nigdy nie byłam fanką Pokémonów: ani gier, ani seriali anime (może dlatego, że w czasach ich świetności w naszej polskiej TV "nie miałam" nadającego je programu). Znam jednak ogólny zarys fabuły, a zwłaszcza słynne zawołanie: "Złap je wszystkie!"
Czym to się zaczyna? Ponieważ Moxie nie pojawiają się u nas zbyt często, a jeśli już to prawie zawsze "za drogo", ich kolekcjonowanie to doprawdy "łapanie" okazji :) więc...
A czym się kończy? Kiedy już człowiek nauczy się rozpoznawać je wśród rzeszy klonów i kloników*, niepoprawnych opisów i podpisów*, na złych i jeszcze gorszych zdjęciach*, a jego pokój zapełniają pudełeczka, pudła i pudełka* (prawie jak na tej, rewelacyjnej moim zdaniem, reklamie norweskiej poczty) różnej proweniencji...
Wówczas okazuje się, że przestrogi Erynnis_Tages (choć, jak ostatnio wyznała na FB, to jej najczęściej czytany wpis) dotarły do niego/czyli do mnie za późno*! A człowiek/lub jego przyjaciele/rodzina* kupując sobie/mu kolejna lalkę "bo takiej jeszcze nie mam/nie ma*" sprawiają, że o części lalek się zapomina i/lub nie wie/nie pamięta* z jakiej serii były (a założenie było zacne: mieć kolekcję wszystkich jakich tylko się da Moxie).
Na szczęście blog i "internety" pomagają (by uchronić świat od dewastacji, by zjednoczyć wszystkie ludy naszej nacji... czy jakoś tak) i to dzięki nim przedstawiam dziś jedyną, która pojawiła się we wszystkich seriach Moxie Girlz - Avery z serii Basics#1 (zdjęcia promo - tutaj).
Jest to jedna z nielicznych serii, którą mam skompletowaną w całości (i jak ze wstydem muszę przyznać - "przypadkowo")!

Zdjęcie "real" - znajdź różnice między nim, a zdjęciem "promo"
(rozwiązanie poniżej)

Białe (nie czerwone) kolczyki i ciekawostka -
krzywo przyszyte wstążeczki na bluzeczce

W kurteczce
Moxie Girlz Basics#1, Avery 2009
Moxie Girlz Basics#1 (2/3), Sophina i Avery, 2009
Mam tego więcej - wkrótce ostatnia z przyjaciółek z tej serii.

----------------------------------
*niepotrzebne skreślić

Dzisiejsza lalka: Avery
Linia lalek: Moxie Girlz, Basics#1, 2009
Producent: MGA Entertainment
Opis: Wysoka na 10.6 cala (ok. 26,92 cm), jasna "karnacja", oczy niebieskie, delikatny makijaż, włosy blond, długie (do kolan), lekko kręcone. Ruchome: głowa, ręce, nogi (zginają się na 3 razy), buty-trampki czerwone (nie ma stóp). Ubrania: wmoldowane majteczki, białe spodnie (dresowe dzwony) z lampasami (złoty, czerwony), czarna bluzeczka bez rękawów (pod szyją ozdobiona dwoma pionowymi, krótkimi paseczkami białym i czerwonym), kurtka "na zamek" z biało-czarnymi rękawami, w pasy (biały, czerwony, złoty, czarny), białe kolczyki - koła.
                                            Właściciel: drugi (?)