czwartek, 30 kwietnia 2015

Atakują klony..., czyli wybory Miss Majówki

Majówka przed nami, zbliżają się Komunie i Dzień Dziecka, więc wysyp lalek nastąpił. Postanowiłam wybrać zatem Miss Majówki... Startowały wyłącznie klony i wyłącznie spotkane przeze mnie w ostatni kwietniowy weekend, w tym: filmowa dziewczyna, Monroł z zaświatów i coś tam jeszcze...
W zeszłą sobotę wybrałam się do rodziców, a więc też z mamą "na sklepy"... Dużo obiecywałam sobie po chińskim markecie, ale w sumie nic nie znalazłam ciekawego... Interesujące okazy kryły za to inne sklepy, powiedzmy sobie z upominkami. Nie, nic w nich nie kupiłam, ale wróciłam do domu z kilkoma zdjęciami oraz nieustającym podziwem zmieszanym ze złością pt. "Czego to Chińczyk nie skopiuje" (pozdrowienia dla ostatnio rozmyślającej o tym samym Kidy)! Wybaczcie jakość zdjęć, ale były robione z ukrycia (bo obsługa) i w pośpiechu (bo mama nie wie jeszcze wszystkiego o moich lalkach).
 
 
Pierwsze miejsce w konkursie klon prawie doskonały tfu Miss Majówki! otrzymuje...
znana wielbicielka filmów, a może dziewczyna z filmu? - MoVie girls!
 
Proszę zwrócić uwagę na subtelna podróbkę loga, to już nie MAxie, to MoVie i do tego jak na "chińczyka" poprawnie po angielsku: girls, a nie tam jakieś hamerykańsko-wydziwiane girlz! Oprawa graficzna pudełka - praktycznie nie do odróżnienia od oryginałów, a w środku ileż bogactwa! Nie dość, że lalka prawie Lexa, to jeszcze ubrana prawie jak Avery w Holiday albo i Lexa w Masquerade, a do tego mikrofon prawie jak w zestawie More2Me (z Lexą) oraz gitara i korona prawie jak w serii Jammaz (z Lexą). Są też organki (?), tfu keyboard, prawie jak w Rockin' Band (z Lexą). Słowem prawie jak oryginał hm... Lexy? Tylko który? Nie przeczę - obejrzałam z dużym zainteresowaniem, ale biorąc pod uwagę, że taniej kupowałam oryginały...
 
 
 Miejsce drugie, prawie jak pierwsze, bo o mały włos nie kupiłam...
Merlin Monroł (na balu w zaświatach) - czyli Miss Creepy!
 
Prawie jak Bratzillaz, prawie jak Monster High... prawie. Mi najbardziej przypominała o MM z "Pół żartem, pół serio" Billy'ego Wildera, to pewnie przez ten saksofon... Tę akurat miałam wielką ochotę kupić, także ze względu na znajdujące się niedaleko miejsce urodzin tego reżysera, ale w końcu to odłożyłam. Kto wie, może jeszcze po nią wrócę (albo ktoś mi kupi ;-)). Dodatkowy punkt za to, że jest prawie jak w kolorach first Barbie... cóż nikt nie jest doskonały.
 

Miejsce trzecie - za pomysł tak oryginalny, że gdybym go wcześniej nie znała,
tobym kupiła (chyba jestem ślepa, ale co mi tam) - Magic Wings!
 
Tak, ta lalka serio nazywa się jak dodatek, którego nie posiada (magiczne skrzydła). Jest prawie jak wszystkie te Bratz Kidzy z wymiennymi ubrankami. Dedykuję ją Szarej Sowie, posiadającej oryginał lalki, której prawie dokładną kopią jest powyższy twór - Cloe (Bratz Kidz) Hair Crazy. Tyle dobroci w jednym sklepie.
 
Specjalne wyróżnienia zdobyły lokatorki innego sklepu, lalki Bratzillas, których dużo dziś pokazała Gosia...
 


Lalki, pudełka, zdjęcia - prawie jak oryginał, prawie jak Cloetta Spelletta, a to tylko Fashion Beautiful z Cute Pet(em), choć tylko na obrazku grrr...

 
Jak wyżej, tak niżej... Prawie jak Jade J'adore - mniejsze opakowanie? To już nie modowa piękność, to (skromniej) modowa dziecinka ;-) Fashion Baby! Nie, nie wyzłośliwiam się, no, może troszkę..., ale też mi się Gosiu podobają!

 
Udanej majówki życzy w imieniu własnym i moim, pozbawiona pudełka, więc i możliwości stanięcia w konkursie, najwyższa, choć nie najwyższej jakości, podróbka Monster High jaką na oczy widziałam, tania jak barszcz, nieznana mi z imienia prawie Draculaura! Pozdrawiam(y)!

środa, 29 kwietnia 2015

Apdejt, czyli co słychać u moich ostatnich zdobyczy

Korzystając z okazji i z tego, że mam czas i chęć i... komputer pod ręką - spam zdjęciowy z akcji "uratuj lalkę z SH" ;-)

 
 Zwracam honor poprzedniemu właścicielowi Flerki -
rzęsy były wepchnięte do środka głowy, teraz myślę, że w transporcie.
 
 
A oto ona i one ;-)
 
 
Kąpiel odświeżająca... i strasząca gości w mojej łazience ;-)
 
 
Nigdy byście nie zgadli - pod skarpetami, trudnymi do zdjęcia sztywnymi butami...
Pippi nie miała dużych palców u nóg... Choć ich nie widać, postanowiłam je jej przywrócić.
 
 
A oto co z tego wynikło... cóż lepszy rydz niż nic...
 
 
Nie, to nie kurzajka ;-) To brak kawałka palca...
efekt końcowy wygląda lepiej!
 
 
Pippi i z panem Nilssonem, który ma nowo pomalowany na czarno nosek,
na pościeli z IKEI ;-)
Bluzeczkę uszyłam ręcznie i na oko, jeden rękaw był za krótki
- dodałam kawałek materiału w kratę.
 
 
Wielbiciele Fleur będą musieli jeszcze trochę poczekać - mój (anty)talent "szyciowy" przygotowuje ją i Sindy na ich (no dobra, na moją) trzydziestkę ;-)

Dostałam prezent, czyli Mała Moxienka

Dostałam ostatnio w prezencie syrenkę Moxie Girlz i przy okazji POSTAnowiłam prześledzić losy tego magicznego gatunku morskich stworzeń wśród lalek Moxie, co jak się okazało, łatwe nie jest.
Jeśliby uwierzyć cioci Wikipedii, pierwszymi syrenkami wśród MG były wiosna 2012 roku Avery i... Sophina. I tu pojawiły się moje przypuszczenia dot. omylności cioci Wikipedii, co licznymi zdjęciami i tym oto wpisem potwierdził wujek Google. Otóż, na jakieś 99,9% (do czasu udowodnienia mi tej pomyłki) uznać muszę, że towarzyszką zawsze obecnej w każdej Moxie Girlz serii Avery była Kellan. Edit: Potwierdzam na 100%, w linii Magic Swim Mermaid, edycje 2012-2014 zawsze występują Avery i Kellan.
Seria przedstawiała Moxiaki jako magicznie pływające syrenki (patrzcie tu macie reklamę Moxie Girlz Magic Swim Mermaid z 2012 roku). Jak widzicie MGA zaczynało syrenią przygodę dość skromnie... tę serię od pozostałych wyróżnia to, że laleczki miały nagie torsy, okryte topami, a ich baaardzooo wooolnooo poruszający się w wodzie ogon )z tyłu lalka ma dwa sensory - poczują wodę - lalka płynie) nie zmieniał kolorów (co będzie ważne przy następnej odsłonie tychże laleczek). Zresztą sam ogon już gdzieś widzieliście... a konkretnie u Medithanery, o tu. Nie mam jeszcze całej lalki Storytime, ale mając moją Moxienkę, czuję się jakbym miała co najmniej pół ;-) A tutaj zdjęcia MSM MG: Avery (krótkie blond włosy, materiałowy, różowy topik, różowy ogon) i Kellan (krótkie rude włosy, piegi!, materiałowy fioletowy topik, fioletowy ogon).
MGA nie poprzestał jednak na monochromatycznych syrenkach i rok później, wiosną 2013 roku, przedstawił je w nowej odsłonie: tym razem nie tylko pływających, ale i magicznie zmieniających kolor ogona po zetknięciu go z ciepłą wodą. Jeśli myślicie, że dzięki temu nie ma żadnych zawiłości identyfikacyjnych, to się mylicie. Wikipedia, reklama lalek o tej samej nazwie co poprzednio, i życie, sugerują, że lalki znów powinny być dwie, i znów są to Avery i Kellan, ale Google uparcie twierdzi, że są cztery, tzn. wciąż dwie, ale w dwóch wersjach kolorystycznych... Mamy więc (nazwy robocze): Avery 1 (blondynka z różowymi warkoczykami, malowany na ciele niebieski top, ogon różowo-fioletowy zmieniający się w różowy) oraz Avery 2 (blondynka z ciemnofioletowymi warkoczykami, malowany na ciele fioletowy top, ogon niebiesko-fioletowy zmieniający się w niebieski) i Kellan 1 (ruda z fioletowymi pasemkami, malowany na ciele różowy top, ogon żółto-zielony zmieniający się w żółty) oraz Kellan 2 (ruda z niebieskimi pasemkami, malowany na ciele różowy top, niebiesko-granatowy ogon zmieniający się w niebieski). Ciut inny rysunek pudełek i reklama sprawia, że widać iż Avery 1 i Kellan 1 są "z tej samej parafii" i na pewno z 2013 roku, a Avery 2 i Kellan 2 z innej...  Być może różni je jedynie półrocze i jedne wyszły na wiosnę, a drugie zimą, bo dobrze się sprzedawały? Tego jeszcze nie wiem. Edit: obejrzałam sobie to wideo z kanału z nowościami i ostrożnie kalkuluję moją Avery (i Kellan) nr 2 na 2014/5 rok! EDIT: Sprawdzone i potwierdzone: 2014 rok! Było zatem tak" MGA wprowadziło nową linię (korzystając z doświadczenia przy Storytime) - pływających syrenek, wprowadzoną w 2012 roku, obejmującą dwie lalki Avery i Kellan; zyskała ona duże powodzenie, więc w kolejnym roku  zrobiono "dodruk" pod tą samą nazwą syrenek pływających, dodatkowo zmieniających kolor ogona, zabieg "dodruku" zastosowano w kolejnym roku (kolejność serii jest taka, jaką podałam wcześniej, na podstawie dedukcji ze zdjęć).
MGA "wydał" jeszcze jedną Moxie "syrenkę", już w pełni lalkowo-nożastą, a nie pływająco-ogoniastą w przypominającą serię Bratz Mysterious Mermaids - Moxie Girlz FantaSea Hair (reklamę tutaj macie). W skład serii wydanej wiosną 2014 roku wchodziły: Avery (z fantazyjnie czerwonymi włosami), Sophina (z fioletowymi) i Monet (z niebieskimi). Lalki miały sporo ozdób do włosów i z syrenek/dziewczynek przebranych za syrenki za pomocą materiałowego ogona zmieniały się w dziewczynki w strojach kąpielowych.
Po tym długaśnym i w sumie nie przynoszącym zbyt wielu odpowiedzi wstępie ogłaszam iż posiadam... Avery 2 czyli Magic Swim Mermaid (epizod 3) z 2014 roku, dostałam ją powystawową, bez pudełka, więc w poszukiwaniu prawdy mi nie pomogła, zwłaszcza, że sygnatury standardowe Moxieńskie... Nie pływa, bo producent nie dołączył baterii, jeśli chcecie wiedzieć, co ma, a raczej powinna mieć w środku, oczy swe nasycicie tutaj.
A teraz spam zdjęciowy wprost z mojej umywalki ;-) i nie tylko.

Moxie Girlz: Magic Swim Mermaid, Avery

 Pod ciepłą wodą - ogon "niebieścieje" ;-)

 Pod zimną - "fioletowieje"

Efekt ogrzania ogona można także uzyskać chwytając go ręką, ale jest on nietrwały

 Podczas wysychania/utraty ciepła/koloru powstają nieestetyczne "zacieki"- pomaga na nie zimna woda

 Avery - Avery: zwróćcie uwagę na inny kształt, dłuższej zresztą ręki i dłoni.
Owo wydłużenie dotyczy zresztą całej sylwetki syrenki: szyi, tułowia, a i część ogonowa dłuższa niż nogi.
Także sposób mocowania głowy jest inny - odchyla się ona bardziej do tyłu niż u standardowych Moxie.

Porównanie sylwetek Avery - Avery.
Nie wiem czy widzicie małą dziurkę u dołu ogona,
można podejrzeć przez nią niebieski mechanizm jego poruszania;
albo cieszyć się (jak się na 7 lat), że syrenka puszcza bąbelki ;-)
----------------------------------

Dzisiejsza lalka: Avery
Linia lalek: Moxie Girlz, Magic Swim Mermaid, 2014
Producent: MGA Entertainment
Opis: Wysoka, a właściwie długa od najdłuższej płetwy do czubka głowy, na ok. 15 cali (ok. 38 cm), oczy niebieskie, włosy blond z fioletowymi warkoczykami, półdługie (do pasa). Ruchome: głowa, ręce, ogon. Ubrania: wmoldowany fioletowy top z brokatem, niebiesko-fioletowy ogon, pod wpływem ciepła zmieniający kolor na całkowicie niebieski. Możliwość pływania po włożeniu baterii
Właściciel: pierwszy;-) lalka powystawowa.

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Doll Kong, czyli sztuka zapełniania łiszlisty za złoty dwadzieścia (za głowę)

Miałam dziś pisać o czym innym, i miałam jak zwykle tysiąc pomysłów na tytuł (tak wiem, powinien być King Doll)...

Zdecydowanie muszę częściej marzyć w komentarzach na Waszych blogach (i na swoim też).
Prawie miesiąc temu marzyłam w Dollinie Sindy o choć jednej Fleur, a dziś, też o nich, u siebie odpowiadając na komentarz zbierającej je anikp.
Dlaczego o tym piszę? Po kolei...
Moja praca wymagała dziś wyjątkowo pójścia na miasto, przy okazji wracając na nogach do domu (półgodzinki spacerkiem, bo pogoda zdecydowanie lepsza niż w weekend), odwiedziłam przygrożny SH. Nie jest on takim sobie SH, to SH właściwie w centrum, przy ważnej komunikacyjnie ulicy... Dziś była dostawa, i nieco tłoku, ale godziny popołudniowe, więc nie spodziewałam się wielkich zdobyczy. 
Czy sprawił to remont ważnej miejskiej arterii, czy była to nagroda za spełnienie dobrego uczynku (głodnych nakarmić) ;-) czy też owoc cierpliwości/rzadkości wizyt w tym miejscu (nigdy nie znalazłam tam lalki)... w każdym razie nikt nie zainteresował się do tej 14:30 zabawkami, a może (na moje szczęście) nie znał się i dlatego pogardził. Może kiedyś i ja bym ominęła, bo miałam zasadę tylko Moxie, ale z niej zrezygnowałam, w dużej części dzięki Wam - pokazujecie takie piękności, że aż grzechem! byłoby choć jednej z nich (mimo, że nie Moxie) nie posiadać!
Oto, co leżało pod pluszakami... To iście hollywoodzka historia... (nie tylko dlatego, że zabawki na kila przecenione, mimo świeżej dostawy) wymaga więc odpowiedniej oprawy...

Spokojne miasto terroryzuje ogromny goryl wspinając się na jeden z najwyższych jego budynków...



To, że w ręku dzierży nóż nie przeraża aż tak bardzo jak to, że porywa ze sobą piękną dziewczynę...

Jaki tam goryl! - oburza się piękna jak kwiat dziewoja... To malutki dzidziuś, który w ręce ma nie nóż, a buteleczkę...
Tak, pod pluszakami zamajaczyło mi gołe ciałko - myślę: jakaś lalka, jest dobrze! A to jak się okazało, nie tylko jakaś!
To zdecydowanie TA lalka. Golutka, ciałko zwykłe, lata 80. z tego co poczytałam (tu i tu), włosy rude, bez grzywki, kucyk, ale z tego co widzę miały przedziałek, jakiś brud szminkowo-różowy na głowie... Co mnie przestraszyło, ale dopiero po powrocie do domu (wyszłam ze sklepu pospiesznie, nie oglądając się za siebie, bo za lalkę zapłaciłam mniej niż za najtańszy bilet komunikacji miejskiej): brak rzęs i loga Fleur. Co do rzęs - wyobrażacie sobie, że ktoś wyciął, a może lepiej będzie jak powiem: wypchnął je z oczu?! Na szczęście jestem już spokojna - są w czaszce, ale boję się na razie je wyciągać i wkładać na swoje miejsce. Uspokoiłam się też co do braku logo, jak doczytałam, są i takie egzemplarze.
Monchhichi (jego urocza histroria tutaj) też na fali dziecięcych chyba wspomnień mieć chciałam i proszę - jest, tylko duże (chyba gdzieś "u rodziców" powinnam mieć małe, ale nie jestem pewna).
Jako bonus... też dzisiejszy zakup - bohaterka jednej z moich ulubionych książek z dzieciństwa - Pippi. Wydanie "Made in China", metka ucięta, zostało na niej tylko: "C Astrid Lindgren'/Semic"... Lubię rudych, ale to to... tak brzydkie, że aż piękne. Miałam ją zostawić, ale jak stwierdziła sprzedawczyni, spoglądając na mnie dziwnie (pewnie myśląc: "przecież najlepsze zabawki to ja mam na regale za sobą/po co komu coś takiego/przecież to nie Barbie/niech ona nie dodaje po jednej rzeczy na wagę"): "Niech Pani da wszystko, to będą grosze". To były złotówki, ale i tak wzięłam wszystko.
No co się tak gapisz! Przecież to nie żaden Empire State Building, ale latarenka z Ikei. 
Kwintesencja szwedzkości, tak jak i ja!
PS Prócz ww. do przydasiów dołączyły plastikowy pojemniczek, porcelanowy talerz i giętki wąż... Może wystylizuję Fleur na biblijną Ewę? Na razie muszę wymyślić jak dodać do bloga coś w stylu zakładki w "wishlistą", skoro po wyjawieniu Wam, bracia i siostry w kolekcjonerstwie, moich lalkowych marzeń owe się spełniają... Myślałam, że zajmie mi to lata, zwłaszcza Fleur, bo budżet lalkowy przeżywa kryzys, a tu... Spełnienia marzeń i Wam życzę!

wtorek, 14 kwietnia 2015

Fluorki-głodomorki, czyli "bliźniaczki" Bratz Kidz, które już gdzieś widzieliście


Chyba każdy lubi filmy z serii "Toy Story". Ja lubię (może oprócz zakończenia ostatniej części).
A gdyby tak... Doll Story [połączone z komediami z cyklu "Noc w muzeum";-)]?

Noc w domu kolekcjonera lalek. Z kuchni słychać niepokojące odgłosy...

"Mlask, mlask, mniam, mniam"
 
Zaniepokojona właścicielka domostwa budzi się i z aparatem w ręce, w celu przyłapania na gorącym uczynku nocnych podjadaczy, cichutko przemieszcza się w stronę kuchni...
 


"Mmmmm"
 
Prawda... jest jeszcze bardziej... nieprawdopodobna... niż najśmielsze wyobrażenia...
 

To nie UFO... W kuchni ucztują w najlepsze... lalki...
 
Tak, macie rację, gdzieś już je widzieliście...

Pierwsze Bratz Babyz wyprodukowano w 2004 roku, jak wczesnodziecięce odpowiedniki Cloe, Sashy, Jade i Yasmin. Rodzinka Babyz rozrastała się... W 2005 roku zamiast wmoldowanych włosów, wypuszczono serię z prawdziwymi (Hair Flair) ;-)
A skoro MGA dało prawdziwe włosy..., postanowiło też dodać coś "ekstra". Tym czymś były włosy świecące w ciemności! Poniżej moje dwie Yasmin Hair Flair z serii  Glow in the Dark. Widzieliście je już u Gabrieli prawie dwa miesiące temu.

Oto, co robiły bliźniaczki w mojej kuchni pod osłoną nocy!
Wyjadały Nutellę...
 
"Nożowa" zachowała oryginalną spódniczkę (choć nie bluzkę) i uczesanie, ale głowa nie trzyma się ciałka. "Słoikowa" nie posiada ich oryginalnych, ma za to dobrze osadzoną głowę... Mam także wchodzącą w skład zestawu Żabę (wszystko przez jej bratzowy pseudonim) i szczotkę. Nie mam spinek... Wszystkie one faktycznie świecą w ciemności... Nie wiedziałam o tym... możecie sobie wyobrazić jak przestraszyła mnie pierwszej nocy Żaba stojąca na półce z książkami... O świecących włosach/makijażach/gwiazdkach dowiedziałam się jeszcze później (czyli całkiem niedawno)...
 
Przejedzenie Nutellą mogło się skończyć tylko w jeden sposób...
Yasmin "słoikowa" przez kąpiel w Nutelli trafiła do lalkowego szpitala
(kocyki pochodzą od lalek z pierwszej serii Bratz Babyz, tej z wmoldowanymi włosami).
 

Yasmin dogląda pielęgniarka w Dollie Hospital, również Yasmin.
Nie macie pojęcia jak trudno było znaleźć jej CV ;-) zwłaszcza, że brakuje jej fartucha i czepka.
 
Lalka pochodzi z serii Storybook Collection - napis na pudełku głosi "Read ME! I'm a book!" (Czytaj mnie! Jestem książką!), ponieważ w tej serii pudełko ma kształt (często fantazyjnej) książki (jak u Mattela w Ever After High), a sama historyjka jest w formie książeczki dołączona do niego (tył opakowania). Tytuł opowiadania to jednocześnie nazwa lalki, w tym przypadku jest to "Yasmin's Dollie Hospital" (tutaj przykład innej historyjki tego typu). Tak, wymyślając historyjkę do tego posta nic o całej tej oryginalnej historyjkowej sprawie nie wiedziałam...
 
A co Wasze lalki robią, gdy śpicie? ;-) Pozdrawiam!
PS Gabriela, zmyłaś swojej Yasmin Glow in the Dark te gwiazdki? PS2 Jakbyś kiedyś myślała o innym ubraniu dla niej, zgłaszam się na ochotnika po bluzeczkę ;-)
 
-----------------------------------------------------------------------
 
 
Na specjalne życzenie magji...
 
 

Żaba nie jada Nutelli, bo straszy z regału z książkami...
 
Jaka żaba jest, każdy widzi, zielona z koroną różową, główka jej się rusza, buzia w tzw. "ciup".
Dodatek do Yasmin (Hair Flair) Glow in the Dark.
 

-----------------------------------------------------------------------

Dzisiejsze lalki: Yasmin x3
Linia lalek: Bratz Babyz, 2005; Hair Flair: Glow in the Dark Yasmin x2, Storybook Collection: Yasmin's Dollie Hospital
Producent: MGA Entertaiment
Opis: Niskie (ok. 11,5 cm), oczy brązowe, pod lewym charakterystyczny pieprzyk. Włosy długie: na całą wysokość lalek, blond z fioletowymi, fluorescencyjnymi pasemkami, u jednej skręcany warkoczyk po prawej stronie (dotyczy Glow in the Dark); o jakieś 6,5 cm dłuższe niż wysokość lalki, obecnie rozpuszczone, ciemny blond i jasnoblond pasemkami (dot. Dollie Hospital). Ruchome, choć niezginalne: głowa, ręce, nogi.
Ubrania: a) wmoldowane majteczki, b) biały topik (nieoryginalny), biała spódniczka z koronkowymi, fioletowymi falbankami, kolczyki - wkrętki srebrne (Glow in the Dark); zielony topik, biało-zielone majteczki, brakuje zielonego czepka z czerwonym krzyżykiem i białego fartucha pielęgniarskiego (Dollie Hospital). Makijaż: różowe usta, fioletowe cienie do powiek, fioletowe gwiazdki pod lewym okiem (wszystko świeci w ciemności!), pomalowane na różowo paznokcie u rąk i nóg (Glow...); jasnoróżowe (perłowe) usta, zielone cienie do powiek, paznokcie u rąk i nóg pomalowane na jasnoróżowo (jak usta; Dollie...), róż na policzkach.
Właściciel: drugi?

 
BONUS: kocyki z pierwszej serii Bratz Babyz (2004): cały różowy od Yasmin, a różowy z niebieskim futerkiem od Cloe (właściciel drugi).

sobota, 4 kwietnia 2015

Zmartwychwstała lalka, czyli Wesołych Świąt Wielkanocnych!

Nikogo nie można uratować na siłę, wbrew jego własnej woli. Świadomość ta uderza i boli, zwłaszcza gdy na tym kimś bardzo nam zależy. Bardzo.
Walczymy, staramy się pomóc, wierzymy, że się poprawi, często w końcu odchodzimy, odsuwamy się, chociaż kochamy, z nadzieją, że kiedyś, gdy błędy zostaną zauważone i naprawione, nastąpi powrót. Powrót człowieka, którego znaliśmy na początku, a którego teraz w nim nie ma. Cóż, nikogo "ten drugi" nie możne uratować od... niego samego. A chciałoby się.
Lalki zaczęłam zbierać "na poważnie" w dość specyficznym okresie mojego życia, które stawało się, pod pewnymi względami, wówczas powoli mniej oczywiste, a bardziej oniryczne (niestety z rodzaju spełniających się... koszmarów).
Lalki, prócz tego, że są piękne i cieszą (zwłaszcza oko), zadziwiają i zachwycają (różnorodnością: moldów, ciałek, ubrań, dodatków...), pozwoliły mi wtedy (i wspierają to do dziś), jak słusznie napisała Metka o sobie - "nie myśleć o głupotach", co dla empaty bywa dość trudne. Już samo lalek układanie, przekładanie, segregowanie (i szukanie o nich informacji) wprawia mnie, "pedanta na odwyku", w dobry nastrój i uspokaja, wprowadzając pewnego rodzaju miłe uporządkowanie w małej, ale jednak ważnej, sferze życia.
Tak, jestem uporządkowana, bywam dokładna i akuratna. Bywa, że widzę dalej, lepiej liczę, przewiduję konsekwencje, dlatego... chcę każdego ostrzec, wszystkich (pomóc) uratować. Mam swoje zasady i nimi (zwłaszcza: nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe) się kieruję, żałując, że nie wszyscy tak robią. Dziś, w Święto Zmartwychwstania Jezusa, cieszę się z bliskimi z tej wielkiej Nadziei na Życie, ale i wspominam, ze smutkiem i bólem tych, którym nie tak dawno życzyłam powstania z ich problemów, wyrażając wiarę w możliwość odrodzenia i odbudowy... a którym to zupełnie się nie udało (a nawet pogorszyło, z ich własnej winy). Jest mi przykro, bo wydaje mi się, że mogłam zrobić więcej, ale zdroworozsądkowo wiem, że nic nie mogłam zrobić. Jeśli syn marnotrawny sam nie wróci do ojca, to nie pomogą mu wielkie neony: Zawróć, Przestań, Skończ z tym, rzucane mu pod stopy przez przyjaciół. Trzeba się z tym pogodzić.
 
To nie tak, że wolę lalki od ludzi (choć... może od niektórych;-)), ale im przynajmniej można pomóc i ratować je skutecznie, pewnie dlatego, że nie mają wyjścia Ich odrodzenie nie jest ich zasługą, tak jak ich zepsucie nie jest ich winą (pamiętacie "Toy Story 3"?).
Moje naprawy zaczęły się od skupowania ciałek - miałam nimi naprawiać lalki z dzieciństwa, ale w końcu tego jeszcze! nie zrobiłam. Potem przytrafiły się główki, które zaczęły znajdować właścicielki wśród ciałek. W końcu pojawiły się trupki. Prawie wszystkie one wymagały: "pary", napraw, odziania, obucia... A że naprawianie uspokaja mnie jeszcze bardziej...
Dziś z życzeniami Spokojnych Świąt w gronie Bliskich i wszystkiego dobrego, lalka, którą udało się uratować. Mogłaby z powodzeniem nosić imię Anastazja (tzn. Zmartwychwstała), gdybym tylko nadawała moim lalkom imiona. Podejrzewałam ją o bycie Mattel Mermaid Barbie z 1991 (więcej o niej tu), ale ma o jedną kropkę za dużo w oku... Gdyby nią  była, to przeszłaby u mnie prawdziwą metamorfozę, z syreny znającej jedynie wodne pielesze, przez lądową piękność, po kochającą przestworza pilotkę ;-) Edit: Jest nią, jest! Dziękuję za potwierdzenie Misia27!
 
Lalka przyjechała z głową przyklejoną do szyi.
Postanowiłam przy niej pomajstrować - pięknie się rozstały,
a dodatek okazało się (nie pamiętam czy nie wcześniej, czy dopiero po odklejeniu),
że w środku głowy Barbie ma "grzechotkę" - haczyk szyjny!
Udało mi się go wydobyć pęsetą :-)

Jak widzicie, głowa była przyklejona nie bez powodu, troszkę tej szyjce brakuje...
Na szczęście trafiła do domu, gdzie (odpowiednio zabezpieczone), przechowywane są:
cielisty akryl i aceton. Łóżko polowe na tekturze i do dzieła, pani doktor!

Żeby nie zakleić akrylem haczyka, włożyłam kawałek kartki między go a "in spe" akryl.
Potem karteczkę wyciągnęłam.

Szyja po zabiegu. Zielono mi....

Po nałożeniu głowy wygląda to tak /\.
Pewnie da się lepiej, ale lalka, której make-up
należy do moich ulubionych wśród superstarkowych, rusza głową!
 
Córa marnotrawna Mattela po remoncie, w nowym ubranku (pilota) by China ;-)
Nie wiem jednak czy na tym poprzestanie!
Tak, tak, niezależni eksperci w Twojej osobie, Misia27 [DZIĘKUJĘ!] - orzekli,
że jest to faktycznie matka wszystkich mattelowskich syrenek: Mattel: Barbie Mermaid, 1991.
 
Kochani, raz jeszcze wszystkiego najlepszego!
Życzę Wam z całego serca, abyście powstali, wzorem Jezusa, z Waszych trosk i problemów, zwłaszcza w sytuacjach, które wydają się już martwe i przegrane!
Mam jednak nadzieję, że takich nie macie, dlatego życzę Wam tak:
Niech otaczają Was zawsze prawdziwe: pokój, radość, miłość i szczęście!
Wesołego Alleluja! MoxieFun