środa, 28 września 2016

Lewandowski z plastiku, czyli Sophina (Moxie Girlz) World of Sportz

Dzisiaj opóźniony, ale zawsze - wpis na życzenie. BTW: to niewiarygodne jak dawno na MoxieFun nie było Moxie! Czas to naprawić!

Na początek ogłoszenie. A nawet dwa. Jedno teraz. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie... Ostatnio sprzed nosa zniknęła mi okazja zakupienia Sashy z serii The Movie, jakby ktoś miał, widział trupka, dajcie znać, a jak w cenach krakowskich, to rezerwujcie pliz, to nic nie szkodzi jakby goła była, szukam samej lalki, sukienkę już mam ;-) Z innych lalek, które mi masowo umykają -  szukam BFC, ale albo za drogie, albo nie takie. Szukam też Cade'a, chłopaka Bratz tego z zestawu (Bratz Boyz Cade Motorcycle Doll), bo wszędzie niekompletni oraz ubranka do Troll Barbie.
I jak już mam wymarzoną Pokę, to zaczęłam marzyć o Pocahontas King Size ;-) Ale wszystko po kolei. Inne cuda, których poszukuję, ale chyba nie aż tak desperacko, tutaj.

Wracając do toku narracji... Podczas gdy czołowy nasz snajper strzela pięć bramek w dziewięć minut, a polska drużyna narodowa "daje radę", ja już przed ostatnimi mistrzostwami w piłkę kopaną posiadałam Moxie-piłkarkę. Właściwie posiadam dwie, bo mam też w zbiorach używaną Yasmin Bratz z serii Play Sportz - Slammin' Soccer, ale dziś nie o niej.

Bratz Play Sportz to jedna z ciekawszych, za sprawą dodatków i sportowych outfitów serii Bratzek, nic więc dziwnego, że ich młodsze siostry Moxie podążyły jej śladem. Tak w 2012 roku powstała seria World of Sportz. W jej skład wchodziło pięć lalek: Avery jako gimnastyczka (Gymnastics), Sophina jako piłkarka (Soccer), Kellan jako tenisistka (Tennis), Lexa jako bokserka (Boxing) oraz z serii na serie coraz rzadziej się pojawiająca Bria jako judoczka (Judo). Bardzo podoba mi się Lexa, jednak nigdy nie widziałam jej na żywo. Za to jakiś czas temu otrzymałam w prezencie również trafiającą w mój gust, zwłaszcza za sprawą niebieskości, moją ulubioną Soph. Podoba mi się zwłaszcza jej medal, sama chciałabym taki dostać (jak wieść gminna niesie nie są się go przełożyć przez głowę, ale na razie nie rozpakowuję lalki, by się o tym przekonać). To bardzo przyjemna lalka, w momencie wypuszczenia seria zyskała przychylne opinie rodziców i dzieci, zachęcając dziewczynki do uprawiania sportu (podczas gdy naczelne hasło sportowych Bratz brzmiało - nie chodzi o to jak grasz, ważne jak wyglądasz gdy wygrywasz).
Moxie jak widać nie tylko wyglądają dobrze, ale i bawiąc uczą. Go girlz! Zapraszam do galerii zdjęć.

Moxie Girlz - do tańca i do... sportu!

 Ach, złoto mieć...
 Team Moxie!

A teraz długie ogłoszenie. Jak wiecie lalek mam tyle, że jest o czym pisać - chciałabym więc zapytać Was o czym chcielibyście następnym razem poczytać?
A oto propozycje:
1. Kasiu, znalazłam Gavinowi dziewczynę! 
2. I Kubie też (w porywach trzy)! 
3. sTROLLowana ze świtą 
4. Owen - nie taki z niego zimny drań 
5. Aurora z Bayernu, Syrenka z PRLu (with friends)
6. NeverendingSTORYtime
7. Deszczowa Moxienka 
8. Niby KEN, a Barbie 
9. Friends will B friends 
10. Nie tylko lalką kolekcjoner stoi.


-------------------------------------------------------------
Dzisiejsza lalka: Sophina
Linia lalek: Moxie Girlz, World of Sportz, 2012
Producent: MGA Entertainment
Opis: Wysoka na 10.6 cala (ok. 26,92 cm), ciemna "karnacja", oczy  brązowe, delikatny makijaż, włosy brązowe, związane w dwa niskie kucyki, jak na Moxie krótkie (do pasa). Ruchomość: "standardowa" Moxie, buty-trampki białe (nie ma stóp). Ubrania: wmoldowane majteczki, biały T-shirt z fioletowym napisem i niebieskimi rękawami, niebieskie spodenki i niebieskie getry. Dodatki: piłka do nogi "tradycyjna", medal za pierwsze miejsce zawieszony na szyi na przezroczystobiało-złotej szarfie.

Właściciel: pierwszy.

środa, 21 września 2016

My (almost) American childhood..., czyli Rudowłosa/Lady Lovely Locks i Lemon Meringue/Strawberry Shortcake

Pogoda daje się nam wszystkim ostatnio we znaki... A mnie daje się we znaki mój komputer... Ten post miał się pojawić w moje urodziny, czyli spory kawał czasu temu, ale cały się skasował :( mimo zapisywania... zabierając ze sobą wszelkie chęci blogowania. Ale nic nie może przecież wiecznie trwać, więc postanowiłam skasowany, choć odchudzony, post odtworzyć.

Kiedy pogoda w wakacyjne dni wczesnych lat 90. była taka jak dziś, czyli deszczowa i chmurzasta, mała MoxieFun, korzystała chętnie z dobroci mieszkania w mieście. A były one (przynajmniej dla mnie) dwie: muzea oraz... wypożyczalnie kaset VHS (i kino!)! Sacrum stykało się z profanum, wielkie przestrzenie z setkami schodów w górę! z małymi, piwnicznymi "dziuplami". Na moim osiedlu było takich wypożyczalni kilka, najlepiej pamiętam trzy. To na kasetach w nich wypożyczonych oglądałam wszelkiej maści "prawdziwe" Godzille, dowiadywałam się, że Indiana to nie tylko stan USA, oraz (spojler!) czyim Vader jest ojcem (choć nie było to dla mnie aż takie zaskoczenie;-)). A obok wszelkiej maści filmów, zwłaszcza Kina Nowej Przygody, oglądałam oczywiście, jako dumna posiadaczka dwójki młodszego rodzeństwa, wszelkiego rodzaju bajki. Jedną z nich, dograną dla wykorzystania pustego jeszcze miejsca na kasecie z jakąś bajką pełnometrażową, chyba jako reklamowa zajawka była... "Lady Lovely Locks" czyli "Panienka/Królewna Rozkoszny Loczek", historia o dziewczynce - "księżniczce", o jej przyjaciółkach ludzkich (pokojówkach o imionach Mała Grzywka ang. Maiden CurlyCrown i Rudowłosa ang. Maiden FairHair) i zwierzęcych (długowłose i długoogoniaste "chochliki" czyli Pixietails), o księciu zaklętym w psa, o niewidomym (chyba) i dobrym (na pewno) magu oraz złej (choć wcale nie starej ani nie brzydkiej) czarownicy. Jako posiadaczka długich włosów z miejsca zakochałam się w Lady Lovely Locks... Gdybym wychowała się w Stanach zapewne jej wersja lalkowa zagościłaby na mojej półce, ale w Polsce... nikt o takiej lalce (a żeby tylko o lalce, o bajce nikt nie wiedział, no chyba że ja) nie wiedział. O tym, że są i jakie są dowiedziałam się z bloga Kidy, która jak dobrze pamiętam ma księcia. Ale LLL przybyła dla mnie w inny sposób - jako lustereczko i szczotka do włosów z jej emblematami, które otrzymałam od amerykańskiej rodziny. Niestety lusterko nie zachowało się w dobrym stanie, a szczoteczka zaginęła, ale bawiło się nimi tyle dzieci.... lecz najpierw moja siostra i ja, w ciągłym wyścigu o laur najdłuższych włosów, tak długich jak u LLL. PS Wciąż wygrywam, ale nie są jeszcze ;-) tak długie.
Oglądając zdjęcia laleczek LLL stwierdziłam, że z wielką chęcią przygarnęłabym te mattelowskie cuda, toteż, gdy tylko zobaczyłam pewną buźkę na byłej tablicy, byłam pewna, że to buźka nie tylko mi znana, ale i pożądana. Tak oto, za niewygórowana cenę, zakupiłam od przemiłej pani Pauliny Rudowłosą - jedną z pokojówek/przyjaciółek LLL w stroju swojej koleżanki. Razem z nią przybyła starsza nieco od niej lalka, bo pochodząca z drugiej serii laleczek Truskawkowe Ciastko od Kennera (dokładny opis mojej dziecięcej laleczki po ang. tutaj a retrospektywę serii również tutaj) - Lemon Meringue :-) czyli Tarta Cytrynowa.
Co oprócz mojego dzieciństwa, wspólnego ich zakupu, świetnego zachowania i ogólnej uroczości łaczy Cytrynkę i Rudą? Obie to postacie stworzone przez firmę projektującą okolicznościowe kartki pocztowe - American Greetings, która przez lata dostarczała przemysłowi animatorskiemu i zabawkarskiemu solidnych porcji pomysłów. Wystarczy wspomnieć Troskliwe Misie (znałam tylko z bajek, ale brat miał już mini misie), Popplesy (te już miałam, w dzieciństwie tego, ale na starość udało mi się dokupić jeszcze dwa inne). Choć między obiema lalkami jest jakieś dziesięć lat różnicy, to obie wywołały miłe wspomnienia, zarówno bajkowo-fałhaesowe, jak i lalkowe. Jako dziecko posiadałam bowiem kennerowskie Truskawkowe Ciastko, jego domek/kawiarnię z prawie pełnym wyposażeniem oraz trzy mini pachnące figurki z tej bajki: dwa TR (in her nightgown, with tree berries) i jedną Blueberry Muffin (with her hoe). Co ważne, to lalki sprzed mojego urodzenia, a mam je do dziś.

Jeśli spodobało się Wam moje (prawie) amerykańskie dzieciństwo, zapraszam do pierwszego posta z tego cyklu, o tutaj.

A teraz, dla cierpliwych, omawiane laleczki po przybyciu do mnie, w kolorach lata...






środa, 11 maja 2016

"Rokowe" siostry, czyli Junie i Sephie Cocodels

Dawno mnie nie było, dużo zajęć i humor do pisania nie ten, bo różne poważne lub mniej smuteczki.
Ale już na horyzoncie się poprawia, a i lalek do opisu przybywa. Zatem...
Dziś ciekawy, choć nieoryginalny, projekt. Dlaczego ciekawy? Zobaczycie na zdjęciach poniżej. Dlaczego nieoryginalny? Były już lalki reprezentujące miesiące oraz lalki z wymiennymi częściami nie tylko garderoby (by wspomnieć chyba najnowsze wśród nich Piny Pony).

Oto mój prezent od Zajączka, Junie (czerwcowa, jako i ja, dziewczyna, wielbicielka kwiatów) i Sephie (wrześniowa, jak moja mama, dziewczyna, miłośniczka podróży), czyli 2/12 z pierwszej (Junie) i drugiej (Sephie) serii lalek Cocodels firmy IMC TOYS.
Reklamę lalek macie tu, a ich stronę tu :-) Są miękkie i urocze, podobają się dzieciom i... mnie. Dziękuję mojemu Zajączkowi!

Junie i Sephie przed otwarciem

Rzut oka na tył solidnych pudełek, które są jednocześnie, 
po rozłożeniu, pokoikami lalek.
Daty ważności to dotyczą dołączonych do zestawu kosmetyków. 
Z ich powodu lalki rekomendowane są dla dzieci w wieku 5+

Poniżej góra pudełka - wycięto na niej "emblematy" poszczególnych pór roku i wytłoczono kształt szminki. Dzięki specjalnym wypustkom pudełka można postawić dość stabilnie jedno na drugim.
Kilka detali... W pudełku prócz jednego "dodatku" (u mnie: kwiat u Junie i okulary u Sephie), znajdują się zawsze ozdoby do naklejania na strój i ciało lalki ("tatuaże", kryształki jak u Junie, naklejki fluorescencyjne jak u Sephie) oraz dwie sztuki kosmetyków (u mnie: jasnoróżowy tusz do rzęs i ciemnoróżowy błyszczyk u Junie oraz fioletowa szminka i jasnoróżówy błyszczyk u Sephie).





"Propozycja podania" ;-)



Po wyjęciu lalki z pudełka staje się ono pokoikiem piękności...

A teraz czas na małe przebieranki...






Warto zwrócić uwagę na delikatne przymocowanie do pudełka, 
mimo, że lalka, a zwłaszcza jej włosy trochę ważą.



Spójrzcie tylko na te stópki... Butów z Sephie nie zdołałam zdjąć...
June bez butów chodzi...
Zamiana...
















Stary jak świat sposób oszczędzania na getrach i rajstopach...
Słodkie (i lżejsze!) mimo braku włosów, za to z dziurami w głowie (widoczne tylko z tyłu; głowy lalek są tam dosłownie ścięte, by dobrze pasowały na nie peruki).
Po rozkminieniu możliwych kombinacji jeszcze przed otwarciem pudełka
uradowała mnie instrukcja, że rzeczywiście można!, a nawet trzeba.


Na koniec "dziewczyny z kalendarza" z ich własnych "pokoi"...

oraz ich widoki z okien...


A Wam jak się podobają Cocodelsy? Pozdrawiam serdecznie, postaram się napisać niedługo.
Gdyby mi się jednak nie udało, zapraszam do Kasi, u której bawi mój wyjątkowy lalek oraz głowa Majki w nadziei na powrót do świetności ;-)