Obecnie mam przy sobie jakieś 4 lalki, ale nie mam pomysłów jak je obfocić. Wiem, że część z Was czeka na zdjęcia Brii, ale musicie uzbroić się jeszcze w cierpliwość.
Jak wiecie zbieram plastiki, ale w większości to sztywniary... Jak też wiecie często zachwycam się Waszymi super-ruchomymi-azjatyckimi-lalkami. Nigdy jednak nie miałam AŻ TAKIEJ ochoty by jakaś do siebie koniecznie zaprosić.
Aż do niedawna. Wszystko zmieniło się, kiedy zaczęłam oglądać (pierwszy raz w życiu, wiem-wiem, będziecie myśleć, że wychowano w mnie w lesie, ale spieszę donieść że nie, za to wychowano mnie przy bardzo małym udziale telewizji, a już zerowym Polsatu!) "Czarodziejkę z Księżyca"... Dawno temu koleżanka z ławki wykonała dla mnie rysunek głównej bohaterki i chyba przy okazji wspomnień podstawówki mi się przypomniała, ale pewna nie jestem.
Jak ktoś zna mnie osobiście i trochę ze mną poprzebywa to wie/myśli, że mam widoczny cyniczny (a może realistyczny) rozum i ukryte romantyczne serce, a nie jest to najlepsze połączenie... Byłam kiedyś, o ile pamiętam, całkowicie romantyczna, ale jak mawiają klasycy life happens, a jak mawiali inni klasycy (młodsi, ale równie przystojni): cynics are frustrated romantics. Z cynicznym więc nastawieniem zaczęłam oglądać to, co nie było mi dane 20. lat temu i... zakochałam się. Słodkie to, urocze, raczej niewinne, niesamowicie przewidywalne, dziwnie zabawne i mitologicznie ciekawe. Mam teraz dłuższą przerwę w oglądaniu, ale wiem już że lubię i że przez to... zaczyna mi wracać moja romantyczna natura, może bajka trafiła na dobry w życiu moment? a może na zły?, w każdym razie działa na moje cyniczne serce (aż się boję jaka będę jak oglądać skończę, ale szczęśliwie pewnie to nieprędko). Skąd wiem, że działa? Z (braku) moich (negatywnych) komentarzy podczas oglądania i kibicowania ("na zdrowy rozum" dość schematycznym) bohaterom i ich (dość przewidywalnym) przygodom. Z czekania na kolejny odcinek i chcenia obejrzenia "Crystala". Z powracającej nieustannie podczas oglądania serii "R", natrętnej myśli, by moją córkę przebrać kiedyś za taką oto Usako (czy nie wygląda jak słodki mały dzidziuś?; na szczęście dziecka nie mam, biedne by było). Z nauczenia się już kilku japońskich słówek i rozkminienia (dość powierzchownie) i świetnych honoryfikacji (obecnie oglądam oryginał z angielskimi napisami)...
A zmierzając do lalek. Nie wiem skąd mi się ta Usako wzięła, ale do tej pory miałam tak, że o lalkach które chcę dowiadywałam się jak przestawano je produkować ;-) a tutaj okazało się, że nie dość że zaczęłam oglądać w dokładnie 20. rocznicę powstania jej animowanej wersji, to jeszcze przy tej okazji wypuszczono wiele lalek i figurek przedstawiających głównych bohaterów serii. Oczywiście, skoro już Mamoru został moim (najmłodszym jak na razie, choć jakby mu doliczyć te 20 lat...) tv crush, a sama byłam kiedyś długowłosą blondynką (dziś nadal jestem długowłosa, ale już nie jasnoblond) zaczęłam szukać kolekcjonerskich wersji Sailor Moon i Tuxedo Kamen.
Oczywiście nic nie wiem o Pullipach i dopiero teraz dowiedziałam się, że Taeyang to chłopaki do Pullipów, a Dale to młodsze siostry (wstyd nie znać, nie?), ale już wiem, że chcę taką oto parkę:
[źródło]
[źródło]
[źródło]
Jest jeszcze wersja Usagi jako Princess Serenity, ale wcielenie czarodziejskie bardziej mi się podoba. Cieszy mnie, że zostały wypuszczone w tym samym czasie, co moje oglądanie i że powstaje druga już seria nowej animowanej odsłony przygód sympatycznej, choć merysujkowej bohaterki (w pozytywnym tego słowa znaczeniu, każdy potrzebuje przecież czasem obejrzeć taką bajkę). Oczywiście ww. są w kwestii bardzo odległych marzeń, szukam obecnie pracy (kto jak ja wierzący - proszę o modlitwę, kto nie - niech choć kciuki trzyma). Na razie więc sobie: "na 40stkę!" (mam tez obietnicę, że bawić się nimi ze mną będzie magja), ale popatrzeć i pomarzyć zawsze można i to jest coś, co chyba najbardziej (prócz zabaw lalkami) lubię w tym hobby.
Pozdrawiam Was serdecznie, życząc dobrych i spokojnych dni listopadowych! MoxieFun